Witam Drogich Czytelników
Wczoraj opisywałem chorobę Matiska i jego wizytę u Pani weterynarz, dzisiaj pojechaliśmy na drugi zastrzyk. Dzisiejsza wizyta Matiska przyniosła nam trochę wrażeń nie koniecznie miłych... Zaczęło się od tego że Matisek wogóle nie był za tym żeby jechać w jaką kolwiek podróż, swoje robiła wysoka temperatura i pewnie to że Matisek wie jak sie kończy zazwyczaj jego wycieczka.. zastrzyk to nic miłego zwłaszcza dla niego :) Przejdźmy do szczegółów, całą drogę nasz "dzielny" Matisek miauuczałłł, marudził...po prostu dawal mi do zrozumienia ze ta podróż nie bardzo mu się podoba. W końcu dojechaliśmy .. Pani doktor zna już Matiska i jak tylko weszliśmy wiedziała kto przyszedł zaprosiła nas do gabinetu, obejrzała pyszczek i stwierdziła że znacznej poprawy nie ma ;/ aczkolwiek zrobiła zastrzyk i powiedziała żebyśmy przyjechali jutro na trzeci ostatni zastrzyk, stwierdziła też ze przepisze swojemu pacjentowi tabletki które mu powinny pomóc (należy podawać je do jedzenia). Pożegnaliśmy się z Panią weterynarz i wyszliśmy Matisek jak to Matisek szamotał się w transporterze i stało się, nosidełko się rozeszlo tzn. Górna część została w moich rękach a dolna z Matiskiem wylądowała na ulicy. Wiedziałem co się teraz stanie i właśnie tak było zanim się schylilem Matis dał nogę pod najbliższe auto a ja długo nie myśląc ruszyłem za nim zobaczyłem że tam go nie ma, po chwili Matisek był już niedaleko pobliskiego kościoła który był ogrodzony ruszyłem za nim, przeskoczyłem plotek, myślałem że już go nie złapie, byłem załamany, wolałem go lecz był za bardzo zdezorientowany i wystraszony nie słuchał zatrzymał się na chwilę pod świerkami które rosły przy kościele, zakradlem sie do niego tak żeby mnie nie widział, udało się złapałem go.. niosąc go do auta Matis bardzo się szamotał prawie znów uciekł zdążyłem ledwie otworzyć samochód i wsadzilem go do tyłu na siedzenie już bez transportera.. na początku myślałem że to wina nosidełka jednak nie to była moja wina nie zabezpieczylem go dobrze i jeden z zatrzaskow puścił, jakby Matis uciekł nie darował bym sobie tego, na szczęście wszystko się skończyło dobrze i teraz mam nauczkę żeby dwa razy sprawdzić zamknięcie. Pozdrawiamy już z domku ^^ :)
Witam, mam na imię Radek od 6 lat zacząłem moją pasję do kotów wszystko zaczęło się od przygarnięcia jednego kociaka w wieku 15 lat kiedy wracałem z wędkowania, dzisiaj moja mała "hodowla" liczy 8 kotów a mówiąc dosadnie 7 kotek i 1 kocura, a wabią się następująco: Dżoda,Krecik,Dzika,Krasa,Tina,Połówka,Skarpetka i Matis. Większość z nich została przygarnięta. Zacząłem pisać bloga żebyście je poznali i chciałbym pokazać Wam jak wygląda ich codzienne życie. Pozdrawiam i życzę miłego czytania :)
Czasami tak bywa niestety,że kotek ucieknie...
OdpowiedzUsuńDobrze ,że go złapałeś, bo inaczej wolę nie myśleć...
Człowiek uczy się na błędach, też się cieszę ze wszystko skończyło się tak a nie inaczej bo mogło być z nim źle, sam w obcym miejscu .. mógłby sobie nie poradzić ;/
Usuń